piątek, 18 listopada 2011

Czas

Czy zastanawiacie się czasem jak bardzo ograniczają nas inni ludzie? Jak mocno ich decyzje, postępowanie, zaniechanie, bierność, sposób bycia lub po prostu (albo aż) słowa wpływają 
na nas? Na ile pozwalamy innym na ingerencję w nasze życie, w nasze poczucie wolności, 
w naszą prywatną przestrzeń?

Mam ostatnio takie poczucie, że nie po drodze mi z niektórymi ludźmi i sytuacjami, które mają miejsce. Ich postępowanie lub zachowanie zbyt mocno absorbuje moje myśli i wywołuje emocje, które do niczego nie są mi potrzebne, są negatywne i ja ich nie chcę. Co gorsza niektóre sytuacje mocno mnie bulwersują i to już zupełnie nie są stany do zaakceptowania. Staram się właśnie okiełznać ten fragment rzeczywistości. Przychodzi mi to z trudem, bo wiemy jak to w życiu jest. Z jednej strony różne sytuacje mogą nas zaskoczyć, z drugiej nie zawsze rozwiązania satysfakcjonujące nas są możliwe do zrealizowania. No i jeszcze często jak na złość spiętrzają się różne problemy w tym samym czasie.

Za tymi ogólnymi zapewne dla postronnych osób refleksjami stoi czas. W trudnych momentach dłuży się on niemiłosiernie zamiast przyspieszyć i pomóc nam przejść do tej upragnionej spokojnej rzeczywistości. Postanowiłam dziś odnaleźć czas na zdjęciach i myśli od razu skierowałam do fotografii, której niestety nie udało mi się już w tym roku wykonać w tym samym miejscu co rok temu. Wspomnienie pozostanie zatem przy tamtej chwili. 
I dobrze, bo to takie spokojne chwile w otoczeniu przyjaznych ludzi, wypełnione widokami wspaniałej przyrody, pełne przemyśleń ukierunkowujących mnie na właściwe tory. 
Dziś na te tory potrzebuję powrócić, bo już zbyt długi czas siedzę na niezbyt spokojnej bocznicy.


niedziela, 6 listopada 2011

Brzydactwo

Czy spacerując po Warszawie macie budynki, które Waszym zdaniem zupełnie nie wpisują się w architekturę tego miasta? Ja mam i to wiele. Jednak dziś uwagę poświęcę temu, który najbardziej moim zdaniem szpeci stolicę - Pałacowi Kultury i Nauki.

Za nic przez lata nie potrafię docenić tego daru :-))) Wielokrotnie próbowałam przekonać się do budynku, który u moich znajomych wywołuje ochy i achy. Dziś nawet, pierwszy raz od wielu lat, zwiedzałam wnętrza całkowicie prywatnie (przez wiele lat zawodowo miałam coś wspólnego z targami w PKiNie - być może to mnie wypaczyło w osądach tego miejsca ;-)) 

Niestety nadal mam zerowy poziom zachwytu. Albo nawet schodzę na minus odkąd dowiedziałam się od przewodnika, że cała ta darowana nam inwestycja powstała na miejscu, gdzie przed wojną stało ok. 160 kamienic. Po wojnie 80 z nich nadawało się do zamieszkania, a 20-30 wymagało niewielkiego remontu, żeby mogli zamieszkać w nich ludzie. Niestety ktoś przeznaczył to miejsce na budowę szarego architektonicznego brzydactwa, a wszystkie kamienice zostały zburzone. 

Czyż nie piękniej wyglądałoby centrum naszego miasta gdybyśmy mogli teraz spacerować wśród zabytkowych, niskich kamienic? Zamiast tego obchodzimy niskiej moim zdaniem urody budynek o surowych, socrealistycznych wnętrzach. A mogło być tak pięknie.



poniedziałek, 3 października 2011

Juliusz I

Król zawsze będzie królem. Błoto korony królewskiej się nie ima.
Król Juliusz I
Kim jest Juliusz I?
Królem Świata Włóczęgów. Królem Bieszczadu, Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Prusiech, Rusi, Żmudzi, Kurlandii, Inflantów i innych pomniejszych Księstw. Królem Żebraków i Włóczęgów. Królem Włóczęgów rezydującym w Bieszczadach w Horodku. Tak sam się określa. Dla mnie jest przede wszystkim prawdziwym, pięknym człowiekiem spotkanym na odpuście w Łopience. I wspomnienie Jego twarzy najbardziej zapadnie mi w pamięci po ostatniej wizycie w Bieszczadzie.

niedziela, 25 września 2011

Debiut

Dziś zadebiutowałam jako fotograf podczas chrztu małego Kacperka. 
Chwile podniosłe i uroczyste. A dla mnie dodatkowo stresujące, bo czułam dużą odpowiedzialność. Mam nadzieję, że moje zdjęcia będą miłą pamiątką dla rodziców 
i bohatera dzisiejszego dnia.

niedziela, 18 września 2011

Pochwała staroci

Wolnym krokiem przechadzam się między prowizorycznie zaaranżowanymi stoiskami. 
Tu i tam mrugnie na mnie jakiś piękny przedmiot. Emocje trzeba opanować i nie każdy 
z nich brać do ręki. Przysłuchuję się rozmowom handlarzy. Rozmowom o sobie znanych sprawach i ludziach, rozkładanym towarze albo rozliczeniach.

Nagle otacza mnie piękny zapach tytoniu. Mam ochotę iść za panem, który trzyma w ustach fajkę i przez chwilę faktycznie tak robię. Zapach prowadzi mnie na środek targu. 
To tu z daleka moje oczy dostrzegają ten przedmiot. Czy będzie mój? Podchodzę do stoiska, oglądam, myślę. Znajomy w mig wynegocjował atrakcyjną cenę, ale ja jeszcze odchodzę. 
Nie mogę pokazać, że mi zależy, że ten właśnie przedmiot chcę od dawna mieć. 
A może jest to przemyślana decyzja? W końcu może tuż obok znajdę jeszcze coś lepszego.

Wciąga mnie atmosfera spaceru wśród staroci. 
Jaka jest ich historia? W czyim domu stały? Ile mają lat? Jak trafiły na targ?

Fajans, meble, zegary, obrazy, lampy, książki, stare walizki...i tylko kilka aparatów fotograficznych. Jeden z nich zawitał dziś do mojego domu.


niedziela, 11 września 2011

Żegnaj lato

W domu zagościły wrzosy i dynia. Dla mnie to ewidentny znak, że przyszedł czas pożegnać lato i przywitać jesień. I choć za oknem była dziś piękna pogoda, to od jakiegoś już czasu czuję zapachy kolejnej pory roku. Mam nadzieję, że będzie ciepła i kolorowa. 

Nie przepadam za latem. To nie jest moja ukochana pora roku. Ale tegoroczne zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Pozostają mi w pamięci ludzie i spędzone z nimi chwile, widoki, smaki i zapachy. Lato minęło ekstremalnie szybko, tak jak mija mi cały rok. Życzyłabym sobie, żeby czas troszkę zwolnił... Chciałabym się dłużej delektować miłymi chwilami...


piątek, 2 września 2011

Shabat Shalom

Szabat (szabas, szabes, hebr. שַׁבָּת) – dzień wypoczynku po tygodniu pracy, czas spotkań 
z bliskimi, czas wspólnych modlitw i posiłków. Jedno z najstarszych świąt w tradycji żydowskiej. Upamiętnia dzień, w którym Stwórca odpoczął po stworzeniu świata. 
Dziś pierwszy raz w życiu przyłączyłam się do szabasowego święta.

Królowa Szabat została uroczyście przywitana na ulicy Próżnej. Zapalono szabasowe świece, pobłogosławiono wino i przełamano chałkę. Wszyscy w skupieniu słuchali nauki Tory. Śpiewano piękne pieśni, a niektórzy zatańczyli na stole. W oczach ludzi widać było szacunek 
i spokój. Ujęła mnie ta atmosfera zadumy i jednocześnie zabawy dostępnej dla wszystkich.

Szabat rozpoczyna się w piątek wieczorem i kończy w sobotę wieczorem. Wyznawców judaizmu obowiązuje całkowity zakaz pracy będącej przejawem panowania nad przyrodą. Prawo religijne zabrania w tym czasie wykonywania 39 prac, najczęściej są one związane 
z rolnictwem i pasterstwem. Zabronione są m.in.: orka, siew, strzyżenie owiec, budowanie, rozpalanie ognia, pisanie, drukowanie, rysowanie, zapalanie i gaszenie światła elektrycznego, przenoszenie czy wynoszenie rzeczy poza dom. Za to jak podkreślała gospodyni uroczystości – w szabat trzeba się kochać.

Przed szabatem Żydzi udają się do mykwy, miejsca gdzie odbywa się rytualna kąpiel (oczyszczenie). W piątek szabat rozpoczyna się tuż przed zachodem słońca. Kobieta zapala dwie świece i odmawia błogosławieństwo. Świece symbolizują boską światłość i duszę człowieka. 

Z kolei mężczyźni rozpoczynają szabat w synagodze. Po powrocie mężczyzny do domu rodzina zasiada do uroczystej kolacji, którą rozpoczyna Kidusz (modlitwa zmawiana nad kielichem wina).

Szabat to również pokaz specjałów kuchni żydowskiej. Podczas tego święta nikt nie powinien być głodny. Na stołach królują m.in. śledzie, chałki, ryba faszerowana, siekana wątróbka 
i cymes. W sobotę wieczorem spożywa się trzeci posiłek świąteczny, seuda szliszit (suda), 
i śpiewa pieśni żegnające szabat (zmirot). Święto kończy Hawdala czyli uroczystość pożegnania szabatu. Odmawia się wówczas błogosławieństwo nad światłem, winem 
i wonnymi ziołami. Zapala się dwie splecione świece symbolizujące świętość 
i powszedniość.

Dla mnie szabat to moment zadumy nad swoją duchowością. Troski i problemy dnia powszedniego schodzą na drugi plan, a dobra materialne przestają przysłaniać nam oczy. 
I chyba warto żeby każdy, niezależnie od wyznania, miał swój szabat. Taką chwilę skupienia na swoim wnętrzu, czas wyciszenia.

środa, 31 sierpnia 2011

Próżna

Ulica Próżna - długa na około 160 metrów jednokierunkowa ulica leżąca w Śródmieściu. Ciągnie się od Zielnej do placu Grzybowskiego. Tyle o niej jeśli chodzi o liczby i położenie. Znacznie ciekawsza jest jej historia. Na tej ulicy zatrzymał się czas.

Próżna powstawała etapami. Najpierw wytyczono odcinek między rynkiem jurydyki Bielinio - czyli dzisiejszym placem Dąbrowskiego a Zielną. Sto lat później w 1880 r. Próżną przedłużano od Zielnej aż po plac Grzybowski. W XIX wieku zaczęto budować piękne kamienice - ulica kwitła i unowocześniała się. Pod numerem 10 ulokowana została nawet centrala telefoniczna, a z dachu budynku we wszystkich kierunkach rozchodziła się sieć przewodów telefonicznych.

We wrześniu 1939 r. spłonęły kamienice przy Próżnej 2 i 4. W 1940 r. u wylotu ulicy przy Marszałkowskiej stanął mur getta i Próżna znalazła się w jego obrębie. Później mur przesuwano i ostatecznie ulica znalazła się już w całości poza dzielnicą zamkniętą. 

W czasie Powstania Warszawskiego w sąsiedztwie Próżnej miały miejsce walki o gmach Pasty. W zadziwiająco dobrym stanie ulica przetrwała jednak Powstanie, choć kilka kamienic spłonęło. Niestety, między 1945 a 1946 Biuro Odbudowy Stolicy rozebrało wszystkie wypalone kamienice między Marszałkowską a Zielną. Ta część Próżnej przestała na zawsze istnieć.

W latach 60-tych planowano wybudowanie bloków, które byłyby częścią ogromnego placu dochodzącego aż do Marszłakowskiej. Częściowo plany te zostały zrealizowane, bo bloki stanęły m.in. na placu Grzybowskim i Królewskiej. Próżna jednak przetrwała choć została zniszczona i ograbiona z wszelkich dekoracji. W latach 80-tych stała się miejscem, gdzie można było kupić wszelkiego rodzaju gwoździe, uszczelki, śrubki i kolanka. Przetrwała także, gdy okoliczne administracje domów chciały rozebrać zniszczone kamienice. Sprawa została jednak nagłośniona w mediach i ostatecznie budynki i ulica nie zostały ruszone choć ich stan wymaga troski. Taką zaoferował inwestor, który zapowiadał przywrócenie ulicy przedwojennej atmosfery. Niestety plany uległy drastycznej zmianie i na ulicy trwa właśnie realizacja inwestycji pod biurowce.

Smutny jest los Próżnej. Ulica walczy sama o siebie. Choć przez moment podczas Festiwalu Singera warto spojrzeć na to co ma do zaoferowania. Zachwycająca architektura, przedwojenna atmosfera, piękny kolor cegły, fotografie i świetlne iluminacje. A przede wszystkim ludzie, którzy nie tylko podczas święta ulicy powinni tam być na stałe
.


 

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Praskie kapliczki (cz. 1)

Wróciłam dziś na Pragę. Jestem pozytywnie zaskoczona kontrastami, które zauważyłam. 
Z jednej strony widać zaniedbane kamienice na przemian z tymi odrestaurowanymi. 
Małe i klimatyczne knajpki sąsiadują z większymi obiektami mocniej nagłaśniającymi się
w mediach. Kolor starej cegły pasuje jak najbardziej do żółto-zielono-granatowego "Pedetu". A i błękit można dostrzec w wielu miejscach.


Jedno jest chyba jednak niezmienne - bramy i to co one w sobie kryją. Urocze, stare, rozwalające się. Czasami zamknięte, a czasami tylko strzeżone. Prowadzące do podwórek, na których zawsze coś się dzieje. Wiele z nich kryje kolejne perełki, które odkryłam - praskie kapliczki. Odważyłam się dziś wejść sama prawie o zmroku do kilku bram. A tam...





czwartek, 18 sierpnia 2011

W świecie pędzli i farb

Farby i pędzle kojarzą mi się z dzieciństwem i nie zawsze ciekawymi zajęciami plastycznymi w szkole. Szczerze powiem, że nigdy nie było w tym żadnego uroku, ale może do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć?

Brakuje mi umiejętności malarskich. Albo są gdzieś jeszcze nie odkryte i kiedyś siebie i Was zaskoczę:-)) Póki co moje "malarstwo" uprawiam fotograficznie, bo to dzięki aparatowi świat widzę obrazami. To jedna z rzeczy, dla której tak lubię fotografować. Ale nie o fotografii miało być, a o pewnym miejscu, które mnie zachwyciło.

Odkryłam je w maju, ale dopiero podczas ostatniego weekendu dostrzegłam prawdziwe jego oblicze. Sztaluga oświetlona subtelnym światłem południowego słońca, feria kolorów rzucanych przez słońce wpadające wesoło pomalowanymi oknami. Tubki kolorowych farb, wachlarz pędzli, rozłożone prace... Pracownia malarska.

Nie taka zabałaganiona, z nerwową atmosferą tworzenia i porozrzucanymi wszędzie materiałami. To pracownia kobieca, ciepła, otwarta. Udzieliła mi się panująca tam atmosfera i stworzyłam swoje obrazy.







Miejsce to należy do malarki Hani Żebrowskiej. Mam nadzieję, że kiedyś Hania pozwoli mi posiedzieć z nią w pracowni, przyglądać się Jej pracy i przy okazji fotografować. A Wy przejeżdżając przez Mazury odwiedźcie kiedyś Wojnowo. Pod numerem 64 znajduje się Galeria Hani. Miejsce, które warto odwiedzić.

środa, 10 sierpnia 2011

Historia: wczoraj i dziś

„Historia – świadek czasu, światło prawdy, życie pamięci, nauczycielka życia, zwiastunka przyszłości” – Cyceron

    przeszłość - kadr z filmu „Miasto ruin”
 
 
teraźniejszość    

czwartek, 4 sierpnia 2011

Praskie perełki

Praga była zawsze miejscem budzącym mój respekt. To pewnie efekt zasłyszanych
tu i tam dziwnych historii, opowieści o cwaniaczkach, ludziach z marginesu
i podejrzanych typach handlujących czym się da i gdzie się da lub zaczepiających „nie swoich”. I pewnie, jak spora część osób, dałam się ponieść wyobrażeniom
o niebezpiecznej dzielnicy. Co więcej – zapomniałam, że nic złego nie spotkało mnie na Pradze, gdy przez cztery lata chodziłam tam do liceum!!!... Że moi koledzy mieszkali na Pradze i dobrze te znajomości wspominam.


Od dawna chciałam wrócić na Pragę. Praktycznie dzień w dzień przejeżdżam przez nią, zaglądam z okna tramwaju w mijane uliczki. Od lat obserwuję jak się zmienia
a jednocześnie, co dość trudno wytłumaczyć, pozostaje niezmienna. Pragę zmieniają ludzie, którzy odkrywają jej możliwości. Powstają nowe kafejki, kluby, pracownie artystów, a nawet teatr. Podwórka wypełniają się klimatycznymi ogródkami, pchlimi targami i galeriami. Niezmienna jednak pozostaje specyficzna dla tej dzielnicy aura.


Cieszę się, że miałam okazję poznać osobę, którą Praga fascynuje do tego stopnia,
że oprowadza po niej wycieczki. I choć zwiedziłam zaledwie mały skrawek dzielnicy, to już czuję pełen zachwyt dla jej architektury i historii. Wiedziałam, że stare kamienice kryją w sobie piękne, często już bardzo zniszczone wnętrza. Ale nie wyobrażałam sobie, że to takie perełki. Przepiękne malowidła na sufitach. Drewniane, artystycznie wykonane schody. Kapliczki schowane nie tylko
w podwórkach, ale i na klatkach. A do tego ludzie przyjaźnie nastawieni do ciekawskich przybyszów z aparatami. Ciepło wspominam panią stojącą w oknie prawie opuszczonej kamienicy i posypującą cukrem pudrem świeżo usmażone placki.
Byli też i ci groźni, którzy chronią swoje podwórka jak pewien młody, wytatuowany
i wygadany człowiek, który wpuścił nas do „swojej” bramy. Warunek był jeden – robimy zdjęcia tylko domu. A następnym razem za 8 zł pokaże nam takie cuda na dzielnicy, jakich nie widzieliśmy. I skończymy wycieczkę na imprezie u... (tu padł pseudonim artystyczny innego młodego człowieka) :-))).


To początek mojej wizyty z aparatem na Pradze. I cieszę się, że już wkrótce tam wracam.




poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Uwaga, bo startuję...

... i po napisaniu tytułu pierwszego postu naszła mnie taka myśl, że chyba nie do końca wiem co robię :-))

A tak poważniej, to przewrotnie myślę o chwilach jako o "wiecznych" zdarzeniach. Choć są już przeszłością to w mojej głowie mają status wiecznych, bo je rozpamiętuję. Towarzyszą im obrazy - te w głowie i te uwiecznione aparatem, zapachy, smaki, ludzie, emocje, dźwięki. Chcę je opisać i pokazać.