niedziela, 4 listopada 2012

Dzieciństwo

Powinno być najwspanialszym etapem naszego życia. Ale nie zawsze jest to możliwe. 
Tak było, jest i niestety zapewne będzie, choć ciężko jest z tą myślą. Dzieciństwo czasu wojny było wybitnie trudnym doświadczeniem. Dzisiejszy spacer po Cmentarzu Żydowskim, 
a szczególnie wiersz Henryki Lazawart, który można tam znaleźć (polecam lekturę poniżej), najdobitniej mi to uzmysłowił. Lepiej niż niejedna książka, którą przeczytałam na ten temat. I niestety smutno przegląda mi się dzisiejsze zdjęcia, choć widziałam piękne i często uśmiechnięte buzie dzieci.


Mały szmugler

Przez mury, przez dziury, przez warty,
przez druty, przez gruzy, przez płot,
zuchwały, zgłodniały, uparty,
przemykam, przebiegam jak kot.
W południe, po nocy, o świcie,
w zawieję, szarugę i skwar
po stokroć narażam swe życie,
nadstawiam dziecinny swój kark.

Pod pachą zgrzebny worek
na plecach zdarty łach 
i młode zwinne nogi,
a w sercu wieczny strach.
Lecz wszystko trzeba ścierpieć
i wszystko trzeba znieść
by państwo mogli jutro 
do syta chleba zjeść.

Przez mury, przez dziury, przez cegły
po nocy, o świcie i w dzień
zuchwały, zgłodniały, przebiegły,
przesuwam się cicho jak cień.
A jeśli dłoń losu znienacka
dosięgnie mnie kiedyś w tej grze
to zwykła jest życia zasadzka,
ty mamo nie czekaj już mnie.

Nie wrócę już do ciebie,
nie dotrze z dala głos,   
     uliczny pył pogrzebie
stracony dziecka los.
I tylko jedną prośbą
na wargach grymas skrzepł:
kto Tobie, moja mamo,
przyniesie jutro chleb.

środa, 26 września 2012

Maska


Każdy z nas nosi jakąś maskę. I nie zawsze jest to maska założona dla zabawy. 
Często pod nią kryje się cała prawda o tym kim jesteśmy. Maska daje nam ochronę 
i pozwala występować w różnych rolach. Czasami jesteśmy lepszymi aktorami, czasami gorszymi. Czasem też maska opada i wychodzi nasze prawdziwe ja, które niejednokrotnie może zadziwić otoczenie, a nawet nas samych. 

Gdy podczas karnawału wenecjanie zakładali swoje maski, zawieszano obowiązujące normy i zasady. Przebierańcy byli chronieni nawet specjalnym prawem. To był czas bezkarności i przekraczania barier. Anonimowość służyła załatwianiu porachunków, rozładowywaniu napięć, okazywaniu niechęci, ale również zalotom i romansom. 
I choć dziś tylko nieliczne zasady przetrwały (np. nietykalność i anonimowość przebierańców) to maski chyba pozostały na stałe na twarzach, choć są niewidoczne. I taki niewidoczny karnawał odbywa się codziennie i wszędzie, nie tylko w Wenecji.

Chciał nie chciał przyszło mi na myśl pytanie, jaka jest moja maska i jaką noszą osoby w moim najbliższym otoczeniu? Czy w ogóle ktoś potrafi chodzić bez swojej maski?

poniedziałek, 24 września 2012

Po chorwackich drogach cz. 7

Kiedy zniknie pomarańczowa-czerwona aura zachodzącego słońca, w marinie rozpoczyna się zupełnie inne życie. Jachty bujają się już sennie ustawione 
w rzędach, a turyści zasiadają do kolacji w licznych knajpkach przy brzegu. Oświetlona starówka odbija się w wodzie. Opaleni i uśmiechnięci ludzie, gwar rozmów, atmosfera spokoju i relaksu. Jedni odpoczywają po całodziennym wakacyjnym lenistwie, inni zaczynają swoją pracę. W marinie kutry szykują się 
do nocnych połowów. 

Trwa przegląd sprzętu i wnoszenie zapasów. Rybacy wchodzą na pokład. Jeden z nich ma magnetyczne oczy - to piękny husky, podekscytowany wyprawą rozgląda się 

na boki i kontroluje całą sytuację. Jeszcze ostatnie rozmowy i ustalenia. Podpływają łodzie, które pomogą większym kutrom odbić od nabrzeża. 

Po kolei wychodzą z portu. Suną pięknie oświetleni ku zadowoleniu turystów żegnających ich z nabrzeża. Jeszcze z dali słychać szczekanie psa. A potem światła kutrów robią się coraz mniejsze i mniejsze. I przychodzi mi taka myśl do głowy, 

czy wrócą spokojnie do swoich domów?

niedziela, 23 września 2012

Po chorwackich drogach cz. 6


Może to kwestia mojego zauroczenia Włochami, a może bliska ich odległość. 
Ale od początku przyjazdu do Chorwacji stale wyszukuję włoskich klimatów. 
I nie robię tego po to, żeby umniejszyć urokowi bądź co bądź pięknej Chorwacji. Dostrzegam ją i cieszę się, że działa na mnie tak jak działa. Jednak od dobrych kilku miesięcy to Włochy traktowałam jako kierunek wyjazdu na wakacje. A wyszło jak wyszło - kolejny raz przekonuję się, że nic nie dzieje się bez powodu. 

Od dwóch dni Włochy znowu zaprzątają moją głowę. Kuszą i ciągną jak magnes. 
Więc zanim tam dotrę podziwiam Chorwację trochę "po włosku", fotografując 
to co z Włochami bardzo mi się kojarzy.

czwartek, 20 września 2012

Po chorwackich drogach cz. 5


Pierwsze dwa dni w Chorwacji nie zapowiadały nic dobrego.
Miałam zacząć od wizyty w parku narodowym Plitvickie Jezera, a tu leje i nie chce przestać. W dodatku ja pochorowana, z gorączką - słaby materiał na kilkugodzinną pieszą wyprawę w góry. Trzeba było zrezygnować i jechać dalej. Ale nic nie dzieje się bez powodu. Wczoraj wróciłam i pogoda była już znacznie lepsza.

Czy było warto? Pewnie, że tak. Choć park Krka, który widziałam wcześniej, zrobił na mnie większe wrażenie. Nie mniej jednak Plitvice polecam, szczególnie do fotografowania. Kolejne kojące miejsce podczas tej podróży. Wiedziałam gdzie trafić.

wtorek, 18 września 2012

Po chorwackich drogach cz. 4

Po miasteczkach przyszedł czas na parki narodowe, z których Chorwacja również słynie. Ale to nie oznacza, że miasteczek więcej nie będzie. Tak dla urozmaicenia kilka fotek z przepięknego parku Krka. Kwintesencją jego piękna była dla mnie mała wysepka Visovac, która ukazała się na środku jeziora po półgodzinnym rejsie łódką.
A na wysepce przepiękny klasztor franciszkanów. Moim zdaniem geniusz wpadł
na to, żeby w takim miejscu wybudować tak cudownie spokojne miejsce kontemplacji.

Po chorwackich drogach cz. 3

Do kresu podróży jeszcze trochę zostało więc może to nie najlepszy moment na podsumowania, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie wybrać mojego faworyta w kategorii najbardziej urzekające miasteczko. I nagroda idzie do... Trogiru. Starówka na wysepce, że paluszki lizać. Przepiękne, wąziutkie jak nigdzie indziej uliczki, cudowna katedra, nastrojowe nabrzeże i mało ludzi. Marzenie. W mojej opinii Dubrownik został przebity, nawet te czerwone dachy. W Trogirze jest zupełnie inna atmosfera. Kilka fotek poniżej.
 

niedziela, 16 września 2012

Po chorwackich drogach cz. 2

Dubrownik - miasto czerwonych dachów wpisane przez UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa. Wąskie uliczki pozwalają zgubić masę turystów. Mały port również jest miejscem odosobnienia, bo większość ludzi woli jednak chodzić główną ulicą. Piękna starówka przyciąga, ale tłum męczy. Nawet liczna populacja kotów unika ludzi. Spokój można znaleźć na murach otaczających starówkę. Im bliżej zachodu słońca, tym lepiej.

Po chorwackich drogach cz. 1

Długa podróż samochodem w charakterze pasażera pozwala lepiej przyjrzeć się mijanym krajobrazom. I na koniec dnia muszę stwierdzić, że nie takiej Chorwacji 
się spodziewałam. Ale nie ma w tym nic negatywnego. Cieszę się, że na początku podróży zobaczyłam kraj inny niż ten nadmorski, widziany w przewodnikach 
i na zdjęciach znajomych. Przejazd górami pozwolił dostrzec jak kontrastowa jest Chorwacja.

Pierwsze wrażenie w górach – piękne winnice, cudne dolinki, wąskie i strome drogi, mnóstwo uschniętych już słoneczników. Miejscami takie trochę toskańskie klimaty. Ale im dalej w głąb kraju, im dalej w góry, tym większa surowość krajobrazu, pustkowia i brak ludzi.

Przejeżdżając przez totalnie zachmurzone góry dotarłam do miejscowości Knin, 
w której znajduje się ponura średniowieczna twierdza. Szybkie zdjęcia i dalej 
w drogę. Zrobiłam już tu trochę kilometrów i dopiero w tym miejscu zobaczyłam pierwszy raz jak wielkie spustoszenie poczyniła ostatnia wojna. Kilometrami ciągnące się opustoszałe wioski, ruiny domów, brak szyb w oknach, gdzieniegdzie ślady po pociskach. Gdzie się podziali ludzie? Zostawili domy, swoje winnice i pola, samochody. Stoją również puste kościółki i przylegające do nich maleńkie cmentarze, na których nikt nie zostawi już kwiatów czy lampki. Co więcej, trzeba uważać gdzie się chodzi bo w okolicach Kninu wciąż jest dużo zaminowanych i nie zawsze oznakowanych miejsc. Przygnębiające widoki. To nie taka Chorwacja, jaką widziałam do tej pory na różnych fotografiach. Ta Chorwacja jest okaleczona.

środa, 12 września 2012

Mazurskie marzenia

Mazurskie marzenia spełniają się na pewno. Sprawdziłam i wiem co mówię :-))
Ale nie o moich marzeniach tym razem. 

Poznali się ponad rok temu, ale nie od razu oddechu im zabrakło :-)) 
Historia tej dwójki układała się jednak w naturalnym porządku, zgodnie z dewizą nic nie dzieje się bez powodu. W ostatni weekend byłam świadkiem kolejnego ważnego wydarzenia w ich życiu - ślubu, oczywiście na Mazurach. Najlepszego Kochani jeszcze raz.