Tak było, jest i niestety zapewne będzie, choć ciężko jest z tą myślą. Dzieciństwo czasu wojny było wybitnie trudnym doświadczeniem. Dzisiejszy spacer po Cmentarzu Żydowskim,
a szczególnie wiersz Henryki Lazawart, który można tam znaleźć (polecam lekturę poniżej), najdobitniej mi to uzmysłowił. Lepiej niż niejedna książka, którą przeczytałam na ten temat. I niestety smutno przegląda mi się dzisiejsze zdjęcia, choć widziałam piękne i często uśmiechnięte buzie dzieci.
Mały szmugler
Przez mury, przez dziury, przez warty,
przez druty, przez gruzy, przez płot,
zuchwały, zgłodniały, uparty,
przemykam, przebiegam jak kot.
W południe, po nocy, o świcie,
w zawieję, szarugę i skwar
po stokroć narażam swe życie,
nadstawiam dziecinny swój kark.
Pod pachą zgrzebny worek
na plecach zdarty łach
i młode zwinne nogi,
a w sercu wieczny strach.
Lecz wszystko trzeba ścierpieć
i wszystko trzeba znieść
by państwo mogli jutro
do syta chleba zjeść.
Przez mury, przez dziury, przez cegły
po nocy, o świcie i w dzień
zuchwały, zgłodniały, przebiegły,
przesuwam się cicho jak cień.
A jeśli dłoń losu znienacka
dosięgnie mnie kiedyś w tej grze
to zwykła jest życia zasadzka,
ty mamo nie czekaj już mnie.
Nie wrócę już do ciebie,
nie dotrze z dala głos,
uliczny pył pogrzebie
stracony dziecka los.
I tylko jedną prośbą
na wargach grymas skrzepł:
kto Tobie, moja mamo,
przyniesie jutro chleb.